r e k l a m a

Dlaczego darmowa historia pojazdu to za mało?

2020-05-19 12:52:03 Artykuł sponsorowany 2246


fot
 fot

Od jakiegoś czasu dane z CEPiK można sprawdzić przed zakupem auta. To dobra i długo wyczekiwana zmiana, ale w większości przypadków darmowy raport z państwowej bazy to za mało, żeby podjąć dobrą decyzję. Trzeba jednak odwołać się do raportów przygotowanych na podstawie większej ilości źródeł. Dlaczego?

Darmowe jest dobre, ale…

Problem z rządową bazą danych CEPiK polega na tym, że nie miała ona nigdy ułatwiać zakupu pojazdu. Zbiera tak naprawdę tylko informacje urzędowe, a i to nie wszystkie. To oczywiście nie znaczy, że z serwisu umożliwiającego sprawdzenie historii pojazdu, nie warto korzystać, ale trzeba mieć świadomość, że informacje tam zawarte to za mało. Na przykład jest tam informacja o tym, czy polisa OC jest aktualna. To bardzo ważne, ale w praktyce dane są niekompletne, bo „aktualna” nie znaczy „ważna”. Jeśli poprzedni właściciel wybrał płatność ratalną, to polisa będzie aktualna nawet wtedy, kiedy polisa jest nieopłacona i w praktyce nie działa tak, jak powinna lub wręcz nie działa wcale. Dalej – zapisy o historii licznika są przydatne i często trafne, ale niejeden już raz zgłaszane były przypadki, w których to diagnosta za dziesięć złotych „mylił się” przy wprowadzaniu danych. Tego niestety nie da się uniknąć, a jedynym sposobem na ominięcie problemu podobnych szwindli, jest weryfikacja danych na podstawie kilku źródeł.

Wiedzieć więcej, znaczy lepiej się przygotować

Serwisy takie jak carVertical, który zresztą ostatnio zajął pierwsze miejsce w rankingu bestvin.pl, mają tę przewagę nad bazą CEPiK, że… nie są bazą danych. Raporty zbierają informacje z różnych źródeł, a więcej źródeł wiedzy, to także rosnąca szansa na wyłapanie niezgodności. Szczególnie cenne będzie w tym przypadku sprawdzenie kradzieży samochodów nie tylko w Polsce, ale i przynajmniej niektórych krajach UE. Drugi typ bardzo istotnych informacji to wszystkie dane o kolizjach lub wypadkach. W polskiej bazie od niedawna pojawiają się szczątkowe adnotacje o uszkodzeniach, ale są zbyt ogólne i bez zdjęć. Ich wartość diagnostyczna jest więc mocno ograniczona, a w raportach komercyjnych często do podobnych wpisów dołączany jest precyzyjny opis uszkodzeń, fotografie, a czasem i lista dokonanych napraw. Dzięki temu w czasie oględzin można znacznie dokładniej przyjrzeć się wszystkim podejrzanym punktom. Na etapie zakupu warto znaleźć absolutnie każdą wadę auta. Nawet jeśli nie będą one na tyle poważne, żeby się z transakcji wycofać, to zawsze mogą stanowić punkt oparcia przy negocjacji ceny.

Płatny raport sam podpowiada, gdzie szukać problemów

Baza CEPiK nadal podkreśla tylko niezgodności stanu licznika. Zgoda – ich kręcenie wciąż jest popularne, ale dziś już nie można powiedzieć, że jest to jedyna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. W raportach komercyjnych wyraźnie zaznaczone są także inne problemy: poważne stłuczki, korelacje pewnych danych z różnych baz do samodzielnej weryfikacji czy choćby wezwania serwisowe, które są przekleństwem paru marek i ich współczesnych modeli. W raporcie będzie też często oznaczenie, które poinformuje, czy właściciel się na akcję serwisową zgłosił, czy też nie. Wszystko to będzie najczęściej specjalnie wyróżnione w raporcie. Już na pierwszy rzut oka będzie widać, ile tych problemów jest i czego dotyczą. Ponieważ zaś raport jest zdecydowanie bardziej dogłębny niż informacja z CEPiK, to i uwag krytycznych zwykle jest wyraźnie więcej. Dobrym zwyczajem może być na początek sprawdzenie bazy rządowej, a jeśli auto przejdzie przez to niezbyt wymagające sito, zamówienie pełnego raportu na podstawie tak wielu źródeł, jak to tylko możliwe.

Podsumowanie

Absolutnie nie odradzamy sprawdzania CEPiK-u. To przydatne i – co bardzo ważne – darmowe narzędzie. Warto jednak zadawać sobie sprawę z jego ułomności. Żadną miarą taki raport VIN nie jest w stanie zastąpić komercyjnego opracowania tworzonego na podstawie kilku, kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu baz danych. Może zdarzyć się tak, że po przejrzeniu CEPiK-u okaże się, że z zakupu lepiej będzie zrezygnować. Ale dobra historia nie znaczy, że i pełny raport wypada równie korzystnie.